Reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Urodził się 12 lutego 1953 roku w Chorzowie.
Od lat mieszka w Warszawie, ale często podkreśla swoje związki ze Śląskiem, znajdujące szczególny wyraz w jego filmach. A są to więzi niezwykłe. Urodził się w tym samym mieszkaniu kamienicy przy ulicy Trychana w Chorzowie, gdzie trzy lata później przyszedł na świat Ryszard Riedel - legendarny wokalista równie legendarnego zespołu "Dżem", od którego zaczyna się dojrzała historia polskiego bluesa. Kidawa-Błoński był stryjecznym bratem ojca Ryszarda Riedla, do którego - ze względu na różnicę wieku - zwracał się per "wujku". Z młodszym kuzynem wspólnie penetrowali śląskie środowisko muzyczne, gdzie z młodzieńczego buntu przeciwko rządom Edwarda Gierka, I sekretarza KC PZPR, traktującego Śląsk jako swoje naturalne zaplecze, rodził się polski blues.
Zanim Kidawa-Błoński zdecydował się na karierę artystyczną, podjął studia architektoniczne na Politechnice Śląskiej w Gliwicach (1972-76). Nie wybudował wprawdzie żadnego budynku wedle swego projektu, ale do architektury zachował szczególny respekt. Kiedy w 2010 roku jako laureat Złotych Lwów gdyńskiego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych udzielał portalowi www.stopklatka.pl wywiadu, podsumowującego drogę do sukcesu, powiedział między innymi:
"Zastanawiam się, co ludzie mogą mieć na myśli, używając określenia 'klasyczny' względem moich filmów? Z wykształcenia jestem architektem. Uczyłem się na klasyce. Greckie świątynie były piękne i doskonałe w proporcjach. Od tamtych czasów niczego bardziej doskonałego nie wymyślono. W klasyce tkwią korzenie całej sztuki. Zasada 'boskiego złotego podziału odcinka' to magiczna, klasyczna formuła, wyrażająca doskonałość formy i kompozycji w postaci matematycznego równania: stosunek całości do części większej musi być taki sam jak części większej do mniejszej. Tę regułę znają i stosują na co dzień architekci, projektanci, operatorzy, fotograficy. Znacznie gorzej, trzeba przyznać, wygląda to wśród współczesnych filmowców".
Egzamin wstępny na wydział reżyserski łódzkiej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej Telewizyjnej i Teatralnej zdał w 1976 roku, ale studiów w Łodzi nie rozpoczął - został skierowany do Wszechzwiązkowego Instytutu Filmowego w Moskwie, gdzie zaczął naukę w klasie mistrzowskiej Siergieja Gierasimowa. Po roku wrócił do Łodzi, gdzie dokończył studia pod pedagogiczną opieką Henryka Kluby i Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego. Zrealizowany pod ich kierunkiem film "Pierścień o świńskim ryju" (1980) został nagrodzony na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Studenckich w Berlinie. Studia reżyserskie Jan Kidawa-Błoński ukończył w trudnym 1981 roku.
Aby zrealizować film dyplomowy, świeżo upieczony reżyser musiał przede wszystkim przełamać marazm stanu wojennego, który obowiązywał w czasie, kiedy realizował swój film. "Trzy stopy nad ziemią" (1984) to historia studenta politechniki, który zgłasza się do pracy w kopalni, aby uniknąć służby wojskowej. Tematyka śląska staje się kluczem do rozliczenia z latami 70., ich obrazem zafałszowanym przez uprawianą wówczas propagandę sukcesu. Heroicznie ukazywana w mediach praca górników okazuje się ciężką ponad miarę harówką, wzrost bezpieczeństwa w kopalniach - iluzoryczny, a dbałość dyrekcji o pracowników oznacza w praktyce śrubowanie norm wydobycia. Jak przetrwać w tej sytuacji? Kidawa-Błoński rysuje możliwość myślenia alternatywnego - uwierzenia w niemożliwe: osiągnięcie stanu, którego metaforycznym wymiarem byłoby uniesienie się o te tytułowe "trzy stopy nad ziemię".
"Przyzwyczajeni jesteśmy do wizji Śląska, wykreowanej przy użyciu środków filmowych przez Kazimierza Kutza" - pisał o filmie Marek Haltof na łamach "Kina" (nr 5/1986). - "Debiutant Jan Kidawa-Błoński nie idzie tropem swych poprzedników. Jego widzenie regionu różni się od wcześniejszych, chociaż trudno powiedzieć, że stanowi wobec nich pewną kontrpropozycję. Słusznie zauważa Jan F. Lewandowski ('Film' 49/1985), iż jest to zewnętrzny ogląd spraw, nacechowany ironicznym dystansem. Reżyser dobrze zna środowisko, o którym opowiada (urodził się i mieszkał na Śląsku), jednak czuje się, iż jest to wypowiedź nie 'od wewnątrz', co oczywiście nie ma w tym przypadku charakteru wartościującego."
Dostrzeżony przez filmoznawcę dystans służył reżyserowi zobiektywizowaniu spojrzenia na Śląsk, preferowany przez gierkowskich propagandzistów, a jednocześnie zuniwersalizowaniu wyniesionych stamtąd obserwacji. Jakkolwiek opowieść została ubrana w kunsztowny kostium, właściwy dla lubianego w Polsce kina czeskiego końca lat 60. (powinowactwa z kinem Jiřiego Menzla według prozy Bohumila Hrabala narzucają się od pierwszych kadrów), decydenci - dla spokoju sumienia - skierowali do wąskiego rozpowszechniania w ograniczonej ilości kopii. A jednak "Trzy stopy nad ziemią", oglądane jako metafora zduszonej stanem wojennym "Solidarności", zyskały status dzieła kultowego, nagradzanego na przeglądach i festiwalach. Kidawa-Błoński został laureatem Nagrody im. Stanisława Wyspiańskiego, przyznawanej młodym artystom.
Kolejnym filmem Kidawy-Błońskiego były "Męskie sprawy" (1988) - ambitne spojrzenie na Powstanie Wielkopolskie z grudnia 1918 roku. Ambitne, bowiem przeciwstawiające się historycznej tradycji Polaków, nakazującej czcić wyłącznie polskie porażki i nieudane powstania. Ponownie utrzymana w tonacji bliskiej kinu czeskiemu opowieść opowiadała tym razem o chwalebnym zrywie Polaków, który zakończył się historycznym sukcesem - powrotem całej Wielkopolski do macierzy w 1919 roku. Oryginalne było nie tylko potraktowanie tematu historycznego, ale i perspektywa narracyjna - z punktu widzenia kilkuletniej dziewczynki. Szkoda, że tak niewielu widzów mogło to docenić. Film wszedł na ekrany w połowie marca 1989 roku, a już 4 czerwca upadł w Polsce komunizm.
Czas transformacji ustrojowej przełomu lat 80. i 90. to bardzo trudny okres dla kina polskiego. Wprawdzie z jednej strony światowe sukcesy odnosiły filmy Krzysztofa Kieślowskiego z cyklu "Dekalog" i "Trzy kolory", a filmowcy - między innymi Andrzej Wajda - weszli do parlamentu. Z drugiej jednak strony wymogi reformy gospodarczej uderzyły zarówno w produkcję filmów, jak i ich dystrybucję, nie mówiąc o konkurencji zagranicznego repertuaru dopuszczonego na polskie ekrany wreszcie bez cenzuralnych ograniczeń. Likwidacja Funduszu Kinematografii, mającego finansować polską produkcję, i oddanie kin pod zarząd samorządów znacznie obniżyły możliwości filmowców. Środowisko stanęło wobec likwidacji etatów w studiach i wytwórniach filmowych, podobny los spotkał twórców zrzeszonych w zespołach, przemianowanych na Studia Filmowe. Dotychczasowe władze Stowarzyszenia Filmowców Polskich zdawały się bezradne wobec zaistniałej sytuacji. Na Nadzwyczajnym Zjeździe SFP 13 października 1990 roku Jan Kidawa-Błoński został prezesem Stowarzyszenia. Jego kadencja trwała cztery lata, bodaj najtrudniejsze w dziejach organizacji filmowców. W tym czasie SFP szukało sposobu, by na nowo zjednoczyć wokół siebie ludzi filmu, którzy szukali wsparcia w tworzonych przez siebie gildiach zawodowych i drobnych organizacjach, mających zapewnić formy przetrwania.
"Kiedy po 1989 roku objęliśmy Zarząd Stowarzyszenia - wspomina ten okres Kidawa-Błoński w książce "Stowarzyszenie Filmowców Polskich", Warszawa 2011 - byliśmy nieprzygotowani na kapitalistyczną rzeczywistość. Tymczasem kurek dotacji z Ministerstwa został zakręcony, musieliśmy utrzymywać się sami, na co brakowało nam pomysłu. Było to duże wyzwanie.
SFP miało bardzo rozbudowaną strukturę: lokal, pracowników, klub,w którym toczyła się działalność gastronomiczna, pałac w Kaleniu przeznaczony na dom pracy twórczej. Jednak żadne z tych dóbr w rzeczywistości nie należało do Stowarzyszenia, ich właścicielem było - najczęściej - Ministerstwo Kultury. Byliśmy chyba jedyną instytucją tego rodzaju, która nie posiadała nic na własność, nawet swojego lokalu. Ministerstwo przysyłało rachunki, a my byliśmy bez grosza. To był ekonomiczny dramat.
Zrozumieliśmy, że SFP musi zdobyć własne środki na utrzymanie. Jednak próby podejmowania działalności gospodarczej zakończyły się fiaskiem. Wtedy powstał pomysł utworzenia w ramach Stowarzyszenia organizacji zarządzającej prawami autorskimi. Uczepiliśmy się kurczowotej wizji. Jeszcze za mojej kadencji przygotowaliśmy stosowny wniosek, stwarzając podłoże dla tych istotnych przemian. Z rozrzewnieniem wspominam moment, kiedy pod koniec kadencji przygotowywałem (przy świecach, bo odłączyli nam prąd!) wniosek do Ministerstwa, a nie było nas stać nawet na prawnika."
Jako prezes SFP Jan Kidawa-Błoński nie zaprzestał aktywności twórczej, więcej - rozszerzył ją o działalność producencką. Wraz z żoną Małgorzatą założyli firmę producencką Gambit Productions, która weszła na rynek filmem "Pamiętnik znaleziony w garbie" (1992) - zjadliwą satyrę na peerelowski konformizm widziany z perspektywy Śląska. Tym razem zabrakło pozytywnych recenzji, jakkolwiek film został pokazany na kilku znaczących festiwalach. Podobnie chłodno przyjęty został kolejny film, "Wirus" (1996), próba pastiszu kina sensacyjnego według wzorów hollywoodzkich, w obsadzie rodzimych gwiazd. Nic dziwnego - kiedy na ekranach kin królują oryginały, na krajowe zastępniki zapotrzebowanie jest znikome.
Zapytany o swoje artystyczne credo, Jan Kidawa-Błoński (we wspomnianym wywiadzie dla www.stopklatka.pl) odpowiedział:
"Kino w moim rozumieniu to przede wszystkim opowiadanie ciekawych historii. Choć nie tylko... Lubię przyglądać się ludziom, badać ich kondycję, prowokacyjnie przesuwać granice, do których w swym zachowaniu mogą się posunąć. Stawiać ich w sytuacjach, w których muszą zmierzyć się z pokusami wszystkich siedmiu grzechów głównych. Wciąż wybierać między dobrem i złem... A potem ponosić ewentualne konsekwencje. Doceniam wartość inspiracji wydarzeniami z naszej historii. Są uniwersalne i oryginalne jednocześnie, bogate w zaskakujące zwroty akcji, wypełnione postaciami o zaskakujących życiorysach, które trudno wymyślić scenarzyście.
Nauczyłem się pracować według pewnych zasad, z poszanowaniem filmowego warsztatu, ze świadomością tych wszystkich doświadczeń, które niesie za sobą ponad stuletnia historia kina. Staram się nie wyważać już raz otwartych drzwi, wystarczy przeanalizować parę naprawdę dobrych i bardzo dobrych filmów, a potem nakręcić swój. Szukając jednak najwłaściwszej formy do opowiedzenia historii, przywiązuję wielką uwagę do tego, by istniał ścisły związek między formą a treścią".
Słowa te nabierają szczególnego znaczenia, kiedy ogląda się dwa kolejne filmy Kidawy-Błońskiego, zwłaszcza "Skazanego na bluesa" (2005). To filmowy portret kuzyna - Ryszarda Riedla (w tej roli brawurowy Tomasz Kot), charyzmatycznego wokalisty "Dżemu", ale i - co w filmie zyskuje intrygujący wymiar - ofiary narkotykowego nałogu. Najciekawsze na ekranie wydaje się podglądanie narodzin fenomenu Riedla - na przekór szarej codzienności PRL-u.
" 'Skazany na bluesa' jest czymś w rodzaju intymnego wyznania - pisał recenzent miesięcznika "Kino" (nr 7-8/2005) - próbą odnalezienia klucza do fenomenu Riedla przez pryzmat jego muzyki, ale również wspólnego doświadczenia. To wspólne doświadczenie ma zresztą szerszą perspektywę. To nie przypadek, że właśnie Górny Śląsk jest mekką polskiego bluesa: stąd pochodzi kilka cenionych zespołów bluesowych, w tym 'Dżem'. Ale Śląsk z filmu Kidawy-Błońskiego nie jest skażonym ekologicznie miejscem ciężkiej pracy, jak zwykliśmy go sobie wyobrażać. To miejsce ponurych familoków i blokowisk, gdzie dostaje się klaustrofobii już na sam ich widok. To także miejsce konfliktu młodych, szukających innego życia, ze starymi, nawykłymi do miejsca i codziennej harówki, domagającymi się szacunku i bezwzględnego posłuszeństwa już za sam ich trud. Mroczny, nieprzyjazny świat, z którego nie ma ucieczki."
Podobnie klaustrofobiczne wrażenie budzi obraz "Różyczka" (2010), opowieść o PRL-u schyłku lat 60., konkretnie o Marcu 1968 roku i jego politycznych i społecznych konsekwencjach. Bohaterem filmu jest znany pisarz, który nawiązuje romans z młodą kobietą, nie podejrzewając nawet, że jest ona informatorką Służby Bezpieczeństwa. Film można interpretować jako odzwierciedlenie losów kilku znanych intelektualistów tego okresu, polską wersję oscarowego "Życia na podsłuchu" (2006) Floriana Henckla von Donnersmarcka. Zwraca uwagę sposób odtwarzania tamtej rzeczywistości, budowania atmosfery lat 60., znamionujący artystyczną dojrzałość twórcy:
"Film Kidawy-Błońskiego to historia namiętności i miłości w czasach zarazy komunistyczno-nacjonalistycznej, obraz o osobistej tragedii w okolicznościach niedających nadziei wyjścia ku pełni życia" - zauważa ksiądz Andrzej Luter ("Kino", nr 3/2010). - "Trzeba docenić, że ten film pokazuje złożoność tamtego czasu, jego normalność i zakłamanie, zresztą kto wie, czy zakłamanie wynikające ze strachu i ostrożności nie było właśnie normalnością".
"Różyczka" została wyróżniona Złotymi Lwami gdyńskiego festiwalu jako najlepszy polski film sezonu, a kreująca tytułową bohaterkę Magdalena Boczarska została uznana za najlepszą aktorkę. Kilka tygodni później na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie Jan Kidawa-Błoński otrzymał statuetkę św. Jerzego za reżyserię. A to tylko kilka z wyróżnień, jakie otrzymał ten film - najważniejszy, jak dotąd, w karierze filmowca.
W 2013 roku, w atmosferze kontrowersji, na ekrany wszedł film "W ukryciu", rozgrywająca się u schyłku wojny opowieść o młodej Polce Janinie (zagranej znów przez Magdalenę Boczarską, nagrodzoną za tę rolę na International Film Festival of India), która ukrywa w domu córkę swojego przyjaciela, Żydówkę Ester (Julia Pogrebińska). Ich relacja, oparta z początku na chęci pomocy, zmienia się w erotyczną fascynację. Kiedy wojna się kończy, Janina zataja przed Ester ten fakt, chcąc za wszelką cenę zatrzymać ją przy sobie.
W ostatnich latach Kidawa-Błonski zrealizował także dwa biograficzne filmy dokumentalne: "Samuel" (2013) to opowieść o malarzu i rzeźbiarzu Samuelu Willenbergu, zaś "Gwiazdy" (2015) opowiadają historię piłkarza Polonii Bytom i Górnika Zabrze, reprezentanta Polski Jana Banasia.
1 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Witold Paszt, Grażyna Torbicka, Marian Dziędziel, fot. Robert Jaworski/Kino Świat2 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat3 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat4 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański i Karolina Szymczak,fot. Robert Jaworski/Kino Świat5 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat6 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański i Karolina Szymczak,fot. Robert Jaworski/Kino Świat7 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat8 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat9 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat10 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat11 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat12 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat13 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat14 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Magdalena Cielecka i Eryk Lubos, fot. Robert Jaworski/Kino ŚwiatW 2014 roku odznaczony został Srebrnym Medalem "Zasłużony Kulturze - Gloria Artis".
Autor: Konrad J. Zarębski, maj 2011, aktualizacja NMR, listopad 2016.
Jan Kidawa-Błoński
Jan Kidawa-Błoński
1 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Witold Paszt, Grażyna Torbicka, Marian Dziędziel, fot. Robert Jaworski/Kino Świat2 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat3 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat4 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański i Karolina Szymczak,fot. Robert Jaworski/Kino Świat5 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat6 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański i Karolina Szymczak,fot. Robert Jaworski/Kino Świat7 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat8 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz i Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat9 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Sebastian Fabijański, fot. Robert Jaworski/Kino Świat10 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat11 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat12 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat13 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Mateusz Kościukiewicz, fot. Robert Jaworski/Kino Świat14 z 14
Kadr z filmu "Gwiazdy" w reżyserii Kidawy Błońskiego, 2017. Na zdjęciu: Magdalena Cielecka i Eryk Lubos, fot. Robert Jaworski/Kino ŚwiatJan Kidawa-Błoński
Jan Kidawa-Błoński