- Firma najpierw kwestionowała pozew, twierdziła, że żadnych nadgodzin nie było. Ale na drugiej rozprawie zgodziła się na ugodę - mówi mec. Antoni Skorupski, którego kancelaria prowadziła sprawę "biedronek". - Połowa żądań, to oczywiście mniej, niż spełnienie wszystkich, ale to biedny region, kilka tysięcy złotych to dla tych ludzi dużo pieniędzy - dodaje.
Były kierownik sklepu w Przeworsku chciał 16 tys. zł za nadgodziny - dostał 8 tys. Troje jego byłych pracowników chciało po 7-8 tys. - dostali po cztery. Poszli na ugodę także dlatego, że w razie przegranej musieliby zapłacić koszty biegłego. Sąd Pracy w Jarosławiu, który rozpatrywał sprawę, uprzedził ich, że wyliczenie wartości nadgodzin przez biegłego może kosztować nawet 6 tys. złotych.
- Ta ugoda, to duży postęp. Do tej pory Biedronka w ramach ugody proponowała 10-20 proc. tego, co zadali pracownicy - ocenia Edward Gollent, prezes Stowarzyszenia Poszkodowanych przez JMD Biedronka.